Od ostatniego posta minęło troszkę czasu, spotkałem się z promotorem by pozałatwiać ostatnie formalności i oddać pracę, której oczywiście nie wziął. Kazał mi samemu ją poprawić na podstawie kilku innych prac, które notabene były pracami moich kolegów z roku, którzy się już obronili. Najważniejsze rzeczy pospisywałem, troszkę innych poprawiłem i teraz zostało „tylko” dopisanie brakującej reszty. W międzyczasie był weekend, czyli: imprezy, sprzątanie, troszkę siedzenia na necie, spotkanie z dziewczyną – można rzec, jak co tydzień. Jako iż moja przygodą z pracą licencjacką dobiega końca, postanowiłem już wcześniej, że po uporaniu się z tym problemem, wezmę się za edukację z dziedziny samodoskonalenia i motywacji, oraz będę kontynuował moją misję zwalczania lenistwa. Obmyślałem ten plan będą jeszcze osobą bardzo leniwą, dlatego też chciałem by ta edukacja wskoczyła sama do głowy, bez zbędnego wysiłku. Jak to zrobić, pomyślałem? Jedyne co przyszło mi do głowy, to zoptymalizowanie i skrócenie czasu jaki będę się uczył poprzez naukę interaktywną, oraz przyśpieszenie szybkości czytania.
Nauka interaktywna, to znalezienie co najmniej jednej osoby, którą interesują podobne tematy i po prostu rozmowa, wymiana wrażeń, nowych informacji, niuansów itp. Wymiana myśli w sposób werbalny, nie tylko rozwija, ale także prowadzi do przypominania sobie w danym momencie wiadomości, które przeczytaliśmy np. tydzień temu. Ponowne odkopywanie takich informacji w mózgu, przetwarzanie, włączenie ich do myślenia twórczego, bardzo utrwala wiedzę. Jednocześnie gdy przyjdzie nam moment zniechęcenia, lub po prostu nie będziemy mieli czasu na naukę, to druga osoba zawsze czuwa i wspiera nas swoją pasją. Odniosę się tutaj troszkę do wypowiedzi z maila, którego dostałem od Kamila Cybulskiego. „To właśnie problemy emocjonalne są największym problemem w biznesie. Znany wam jeden z naszych wykładowców, kiedyś biedny człowiek, a obecnie można powiedzieć, że miliarder Tadeusz Witkowicz zapytany o to czy robić biznes samemu czy starać się znaleźć wspólnika odpowiedział, aby znaleźć wspólnika. Zapytany dlaczego, odpowiedział, że przeważnie jest tak, że jak my chcemy zrezygnować to wspólnik nie chce, a jak wspólnik chce, to my go podtrzymujemy na duchu. I to jest najważniejsza cecha wspólnika, nie to, że ma pomysł, nie to, że ma pieniądze, ale to, że po prostu wspiera nas.” Wydaje mi się, że sprawdza się to nie tylko w biznesie, ale we wszystkich dziedzinach życia. Nie od dzisiaj wiadomo, że łatwiej zrobić coś w grupie, aniżeli samemu.
Wracając do tego drugiego sposobu, czyli metod szybkiego czytania i zapamiętywania, wydaje mi się, że jest to bardzo przydatne i pozwala oszczędzić mnóstwo czasu. Zawsze chciałem taki kurs skończyć, ale odstraszała mnie cena (która zwykle oscylowała w granicach tysiąca złotych), oraz strach przed marnymi rezultatami. Korzystałem kiedyś nawet z książki, którą kupiłem, jednak brak motywacji i mentora sprawił że nie dotrwałem do końca kursu, a efekty poszczególnych ćwiczeń nie połączyły się w całość i nic z tego nie było. Niedawno natrafiłem na stronę internetową pewnej firmy, za której pośrednictwem można zapisać się na taki kurs. Co ważne, kurs jest TANI bo jedynie 370zł, a dodatkowo jest gwarancja, że prędkość czytania wzrośnie CO NAJMNIEJ dwukrotnie – lub zwrot pieniędzy. Pomyślałem, że to jest to! Znalazłem kurs jakiego szukałem, pośpiesznie sprawdziłem lokalizacje – JEST RYBNIK! Poczytałem wszystko co było na stronie i kliknąłem „dodaj do koszyka”. Niestety przy wyborze trenera nie znalazłem nikogo z Rybnika. Wysłałem maila z zapytaniem o kurs. W odpowiedzi prezes przyznał mi rację, powiedział jednak że osoby z Rybnika mogą jeździć na kurs do Gliwic. W mailu stwierdził również, że przydałaby się placówka w Rybniku i zaprosił do współpracy – jako jednego z ponad dwudziestu jego franczyzobiorców. Pierwsza myśl, to nie mam kasy na franszyzę, poza tym czy to się przyjmie? Ale zerknąłem na stronę, poczytałem warunki – które zostały tam z grubsza opisane. Pomyślałem, że skoro w innych miastach dają radę – to ja tym bardziej sobie dam :O. Zawsze mówiłem że nigdy w życiu nie pójdę do nikogo na etat, bo nie chce być zależny, nie chce czuć się jak niewolnik. Własny biznes to jedyne rozwiązanie z możliwych dla mnie. Jedyne czego mogłem się bać, to brak doświadczenia. Franczyza wydaje się być idealnym połączeniem własnej przedsiębiorczości z doświadczeniem franczyzodawcy. Coraz bardziej pomysł zaczynał mi się podobać. Już w głowie pojawiały się wizje tego – jak rozwijał będę swój biznes, z jakimi problemami przyjdzie mi się zmierzyć, jak bardzo pomoże mi to ukształtować osobowość i samego siebie. Wyobraźnia zaczynała działać naprawdę mocno, wziąłem się za odpisywanie na maila – miałem parę dodatkowych pytań. Dostałem odpowiedź na kilka z nich z dopiskiem, by zadzwonić i omówić sprawę telefonicznie. Dzisiaj dzwoniłem, a w środę lub czwartek jadę do Warszawy spotkać się z prezesem firmy, oraz jednym z franczyzobiorców, gdyż wystawiają się tam na jakiś targach. Myślę, że jak wszystko pójdzie dobrze, to podejmę współpracę.
Do tego jednak jeszcze długa droga, gdyż moim priorytetem nadal jest napisanie pracy i jej obrona. Teraz jednak mam kolejny motywator. Po obronie od razu biorę status bezrobotnego i pieniądze z urzędu na rozpoczęcie działalności J.
Na zakończenie filmik motywujący: DLA OSÓB ZNAJĄCYCH ANGIELSKI
(bardzo polecam - mnie motywuje naprawdę mocno)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz