piątek, 24 września 2010

Szybka notka

Apokalypsa :O. Dzisiaj impreza 20-4 rano, jutro od 15 trzeba się ogarniać i na imprezę kolejną do 2 w nocy :/. Niedziela wolny i czas na naukę - w poniedziałek trzeba już o 8 rano się zbierać na egzam do Katowic. Niestety, jedyne co  teraz się liczy to Polityka i tego się będę trzymał. Także nie robię żadnych list celów, gdyż cel jest jeden - nauczyć się tego i zdać. Wczoraj niestety z zaplanowanych 13 stron ogarnąłem jedynie 2 :O. Te notatki są tak ciekawe, że w autobusie byłem wstanie zasnąć przy nich. W domu podobnie - parę zdań i pobudka po kilkunastu minutach :O. No ale cóż... Polityka...

środa, 22 września 2010

Kolejny raz dzień No.1

Cieszę się jak dziecko J. Właśnie zdjąłem kartkę, która wisiała nad laptopem, a na której były zadania na dzień dzisiejszy i wszystkie je wykreśliłem (pozwoliłem sobie to o napisaniu bloga też wykreślić, gdyż wiem, że to zrobię na 100%). Nie dość, że wykonałem WSZYSTKIE zadania, to jeszcze umyłem dzisiaj dwa auta rodzicom i pomogłem w paru mniejszych domowych sprawach. Radość przeogromna J. Wiem że wykorzystałem ten dzień bardzo dobrze! Takie zwycięstwo, po paśmie porażek naprawdę dodaje skrzydeł. Znowu czuję wielką ochotę na to by kontynuować mój projekt. Nowa kartka z „lenistwem” została już zharmonizowana i pozbawiona jednej części, którą natychmiast pogniotłem, zmiażdżyłem i wyrzuciłem do kosza by pokazać kto tu rządzi! Jestem to JA a nie lenistwo.
W dniu dzisiejszym w chwilach gdy myślami zaczynałem odbiegać od tematu, gdy powoli oddalałem się od komputera robiąc inne, całkowicie niepotrzebne rzeczy, zacząłem sobie wizualizować swój cel. Powiem szczerze, że po wczorajszym doświadczeniu naprawdę uwierzyłem w potęgę wizualizacji. Nie wiem czy zadziałało to jak placebo, czy rzeczywiście przyniosło efekt, jak można przeczytać w wielu książkach i artykułach na ten temat, ważne że ZADZIAŁAŁÓ. Serdecznie polecam to narzędzie wszystkim którzy mają problemy z samodyscypliną. Postaram się tutaj przybliżyć troszkę temat wizualizacji.
Ogólnie wiadomo, że wzrok jest głównym zmysłem u człowieka. Zdecydowana większość informacji dobiega do nas właśnie przy pomocy wzroku. Dlatego też lepiej jest nam zapamiętać obrazy, sceny niż dokładne słowa. To właśnie sprawia, że wizualizacje mają taką ogromną moc. Całe NLP oparte jest na założeniach, że to co nas otacza, jest względne i My poprzez swój umysł postrzegamy i dekodujemy bodźce, które do nas docierają w sposób dla nas odpowiedni, nadajemy rzeczom sens itd. Sytuacja ta dzieje się również odwrotnie – bardzo wiele zależy od naszego nastawienia. Sytuacje na pozór neutralne mogą być różnie przez różne osoby odbierane. Prowadzi to do założeń, że świat jest taki jakim go postrzegamy. Istnieje bardzo duża zbieżność pomiędzy tym co myślimy, a tym co jest naprawdę, różnicę stanowi tylko i wyłącznie moc z jaką jesteśmy w stanie te wyobrażenia w mózgu zaprezentować. Badania naukowe (po przeczytaniu tylu książek i artykułów na pewnie nie znajdę teraz źródła L ) dowiodły, że sportowcom, którzy wyobrażali sobie że trenują, rzeczywiście pracowały mięśnie które były odpowiedzialne za dany rodzaj treningu, jaki przechodzili. Jeżeli nie wierzycie w To, wystarczy, że zrobicie sobie doświadczenie z cytryną: Trzeba zamknąć oczy, wyobrazić sobie wielką cytrynę i nóż obok. Następnie bierzemy cytrynę i kroimy na pół. Na sam koniec bierzemy pod sam nos, oglądamy i wyciskamy sok na język.
Wizualizacja to narzędzie, które ma zmienić w naszej głowie postrzeganie samego siebie. Skutków takiej zmiany jest wiele. Chwilowe lepsze samopoczucie – gdy wyobrażamy samych siebie jako zwycięzców, osiągających sukces. Przygotowanie podświadomości do tego by ten sukces osiągnąć. Zaprogramowanie jej, by działała tak – by nad do niego doprowadzić.
Jakie powinny być te wizualizacje? Jak najbardziej realne. By dobrze przeprowadzić wizualizację, najlepiej się zrelaksować, wtedy nasz mózg może się skupić wyłącznie na wizualizowaniu. Idealnym czasem jest również czas w którym umysł znajduje się w stanie alfa – czyli zaraz po przebudzeniu, oraz gdy jesteśmy zrelaksowani krótko przed zaśnięciem (pracuje wtedy na niższych obrotach – około 7-14 cykli na sekundę) . Wizualizacje powinny w miarę możliwości najbardziej oddawać rzeczywistość. Barwy, kształty, proporcje, uczucia, dźwięki. Jednym słowem wszystko to co w normalny świecie. Nie ma się co jednak zamartwiać, jeżeli nie będziemy w stanie tego dokonać. Niektórzy mają tylko czarno-białe sny i wizualizacje, niektórzy bez dźwięku, jeszcze inni główną postać widzą ogromną a wszystko inne malutkie. Starajmy się jednak poprze trening zmieniać te parametry do takich by były możliwie realne. Ja wizualizację stosuję z otwartymi oczami, za dnia gdy robię rzeczy nie wymagające skupienia – biegam, idę po schodach na górę, myję zęby itd. Nie są one nawet w 5% doskonałe, jednak nadrabiam ich częstotliwością. Myślę, że jest to również bardzo dobry sposób na przypominanie sobie dlaczego robię akurat teraz to, a nie tamto. Niektórzy uważają wizualizacje, razem z afirmacjami za głęboką formę modlitwy. Nie wnikam w preferencje religijne, jednak wydaje mi się, że coś w tym jest...
Mam nadzieję, że zainteresował Was ten temat, bo naprawdę ma wielki potencjał. Polecam serdecznie książkę Joe Silva – Samokontrola umysłu metodą Silvy. Nauczymy się z nią panować nad umysłem, poprzez medytacje/wizualizacje. Więcej na Wikipedii .
 
Szybciutko plan na jutro:

  • 1.      Nauczę się co najmniej 13 stron na Politykę Społeczną
  • 2.      Napiszę co najmniej 1 stronę do pracy
  • 3.      Załatwię w bibliotece sprawy z książkami
  • 4.      Załatwię z babką granie na sobotę
  • 5.      Pójdę na analizę finansową do kuzyna
  • 6.      Nie będę marnował czasu na necie: tzn Grał ani oglądał filmików ze Starcrafta, oglądał śmiesznych filmików na youtuby, ani smiesznych stronek
  • 7.      Trening co najmniej 30 min
  • 8.      Przygotuję plan dnia na piątek!




 

wtorek, 21 września 2010

Że niby koniec?

Ostatnie dwa dni to straszna porażka. Nie napisałem przez te dwa dni ani jednego zdania do pracy – która jest moim priorytetem. Domyślam się, że jedno jest następstwem drugiego. Weekend był beznadziejny, a plan na poniedziałek nie był najdoskonalszy. Nie napisałem go na kartce, nie zawarłem w nim również rzeczy, których mam nie robić (co bardzo mi pomogło w zeszłym tygodniu). Rano postanowiłem się wyspać, wstałem przed 10, normalnie się wysypiając, jednak już wtedy nie miałem energii i chęci do ćwiczeń, zmusiłem się jakoś, bo wiedziałem, że to jest najważniejsze, trzeba dobrze zacząć, wtedy wystarczy już tylko kontynuować. Wszystko się jednak posypało. Siedziałem na kompie, licząc na spokojne popołudnie i zrobienie pracy wieczorkiem (wtedy mi się też najlepiej pracuje). Popołudniem niestety przyjechał ojciec i oznajmił, że rozwalamy kanalizację w domu bo remontujemy łazienkę na górze :O. Nie muszę mówić, jak bardzo kolidowało to z moimi planami... Koniec końców, prócz pomocy ojcu w międzyczasie znalazłem chwilkę na to by pograć na komputerze u góry :O. Nie wiem skąd mi przyszło to do głowy, bo bardzo dawno już nie grałem, ale stało się. Nałóg, demon we mnie tkwiący, obudził się w najlepszym do niego momencie – gdy byłem podłamany niskimi efektami weekendowymi, oraz ze świadomością, że nie udami się zrealizować planu na dzień dzisiejszy. Ze świadomością ogólnej porażki. Przecież i tak nikt nie zauważy jeżeli będzie większa...a przynajmniej będzie fajnie... Niestety dałem się skusić. Wieczorem byłem załamany swoją postawą i konsekwencją tego było totalne olanie tematu. Dzisiaj rano, nastrój się jeszcze pogorszył, gdy tylko usłyszałem wiertła i przyrządy do wykuwania rur ze ścian. Postanowiłem leżeć... nie zebrałem się do biegania – bo jakby to wyglądało, że ja idę sobie pobiegać a praca wre? Leżałem... pierwszy raz przeleżałem w łóżku 2godziny. Czułem się fatalnie. Moja samoocena spadła do zera, nie robiłem nawet planu na dzień dzisiejszy. W trakcie dnia, nic nie pomogłem w remoncie, pograłem sobie za to na kompie z 2 godzinki i spędziłem popołudnie z dziewczyną. Dopiero ona jako tako mnie ogarnęła – kazała się ubrać w normalne (a nie brudne, ze wczoraj, leżące rano na ziemi) rzeczy, umyć i pokazać jej pracę. Wyciągnęła mnie również na dwór – co dobrze mi zrobiło. W trakcie rozmowy padło bardzo ważne dla mnie pytanie  - co zamierzasz robić po nowym roku? Gdy Tylku uruchomiłem wyobraźnię i wizualizowałem sobie wszystko to do czego dążę, wszystkie cele jakie sobie postawiłem, ochota na ich zrealizowanie znowu przyszła. Może nie było to mega wielkie, ale zawsze coś. Z każdą chwilą gdy zgłębiałem się w swojej fantazji, zaczynałem wierzyć, że ona się ziści. Agata pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy z tego co zrobiła, ale bardzo mi pomogła. Dzięki temu gdy wróciłem do domu (po spotkaniu na które byłem jeszcze później umówiony), zacząłem trening fizyczny, który dzisiaj ominąłem, oraz stworzyłem nową kartkę z LENISTWEM. Teraz piszę szybkiego posta na bloga i zmykam spać, by jutro rano ruszyć do boju. Wizualizacja, to potężne narzędzie! Jutro napiszę więcej o tym, oraz o technikach NLP pomocnych w ich praktykowaniu.

Tymczasem plan poniedziałkowy przenoszę na jutro, oraz udoskonalam go:
1. Napiszę co najmniej 5 stron pracy lic.
2. Trenuję co najmniej 30 min ciało
3. Przygotowuję plan dnia na czwartek
4. Tworzę ciekawy wpis na bloga
5. Nie oglądam „śmiesznych filmików” i innych pierdów na youtube
6. Nie gram w Starcrafta.


ps. Niby jakieś tam odwiedziny są, ale ciekaw jestem czy ktoś to w ogóle czyta :O. Jak Wam się podoba nowy wystrój i serwer??  

niedziela, 19 września 2010

Restart

Nie pisałem już przez dwa dni. Gdy zabierałem się za pisanie tego zdania, miało ono brzmieć: „Nie pisałem już długo”, jednak zaraz zreflektowałem się i powiedziałem samemu sobie – przecież to tylko dwa dni... to nie jest długo :O. Jako iż wszystko wokół jest względne (nawet te wpisy) postanowiłem nie zaczynać subiektywnie – gdyż subiektywizmu będzie pewnie dzisiaj dużo. Wracając do meritum – nie pisałem przez dwa  dni. Nie dlatego że mi się nie chciało (już zaczyna się subiektywizm ;p), nawet nie dlatego, że przez te dwa dni  poniosłem klęskę... Po prostu nie miałem czasu. W piątek, udało mi się przejść przez wszystkie zadania, prócz ostatniego (5. Napisać co najmniej jedną stronę do pracy lic.), które dodałem na sam koniec, tylko po to, by nie dopuścić do przestoju w kwestii pisania mojej pracy. To mnie niestety pogrążyło. Będąc wobec siebie wymagającym i nie ugiętym, postanowiłem w sobotę w południe (gdy się obudziłem po pracy), że nie zaliczę sobie listy zadań i zaczynam wszystko od nowa! Jakimś niefortunnym trafem, nie zrobiłem sobie w piątek listy zadań na sobotę. Może dlatego też obudziłem się w porze obiadowej, nie mając nic zaplanowane, mój organizm nie miał potrzeby wstawać wcześniej. Zwykle po nocy w klubie dzień jest strasznie ospały. W sobotę byłem bardzo zamulony, chciało mi się bardziej spać, po 8h snu, niż w czwartek, po 5ciu. Wynika to pewnie po części z tego, że organizm totalnie się rozstraja i nie wie, czy przyzwyczaić się do trybu nocnego, czy dziennego. Cały otępiały, niczym zombie, lub ktoś po narkozie, zjadłem śniadanio-obiad, przymuliłem na kompie i wziąłem się do prac domowych, których nie zostało już zbyt wiele. W trakcie sprzątania dowiedziałem się, że mamy popołudniu jechać na urodziny do kuzynki. Wspaniale... W tym momencie wewnętrznie chyba się poddałem. Moja stara podświadomość, doszła do wniosku, że mam idealne wytłumaczenie, dlaczego nic nie zrobiłem, oraz dlaczego nic już nie muszę robić. Wieczór był już dawno zaplanowany – impreza. Tym razem nie praca, lecz zwykła impreza, której mi brakowało, gdyż od jakiś 2 lat, grałem ciągle i bez przerwy w każdy piątek i sobotę. Od 3 tygodni jeden z klubów w którym rezydowałem, jest w remoncie, także soboty mam wolne i zamierzam je wykorzystać w 100%  - by nadrobić imprezowanie. Dla osób z większych miast, muszę dodać iż w Rybniku – mieście w którym mieszkam, imprezy są jedynie w weekend, także pracując każdy piątek i sobotę z imprezami od strony konsumenckiej nie miałem styczności. Impreza była przeciętna, dobrze chociaż że w jednym z lokali była transmisja z KSW i Pudzian wygrał swoją walkę. Nawalony, uradowany, z sukcesu polaka, po czwartej znalazłem się w domu. Oczywiście, nie byłbym sobą gdybym po przyjściu nie załączył kompa i nie sprawdził gg oraz NW i nie zaczął przyrządzać kolacji. Jakieś resztki krokieta i jogurt pitny do tego – idealny mix na spanie. Wstałem jak zwykle na obiad, czyli koło godziny 13.00 i ogarnęła mnie chęć nic nie robienia. Lenistwo wdarło się przez szparkę, którą zostawiłem w drzwiach w piątek i powiększyłem w sobotę. Zaplanowałem już spotkanie z Agatą na 16:40, także zostało jeszcze troszkę czasu by się poobijać. Standardowo usiadłem przed kompem i się zatraciłem. Tym razem jednak to zatracenie nie było takie jak zawsze. Było niekompletne. Raz na jakiś czas pojawiały się wyrzuty, a mój zamulony umysł zdawał się powoli skupiać na moim celu. Celu, który obrałem na początku tygodnia, a którego realizację już zaczynam opóźniać. Wstałem i popatrzyłem się na kartkę, na której widniało LENISTWO, a obok leżała odkrojona jej część. Jedna część. Nie myślałem że jestem taki słaby, że kryzys przyjdzie tak szybko. Zdawałem sobie sprawę z tego, że pierwsze dni będą najgorsze, że w weekend może być naprawdę nieciekawie i ciężko, ale nie przypuszczałem, że nie zrobię NIC. Spojrzałem na zegarek – miałem jeszcze godzinę do przyjazdu Agaty – idealnie. Ubrałem się i chcąc iść pobiegać z psem. Od razu jednak znalazła się wymówka – przecież nie będę w dresie z psem po wsi chodził w niedzielę gdy wszyscy ubrani na galowo. A fajnych rzeczy nie chce mi się ubierać, poza tym spocę sobie koszulkę i spodnie... i w ogóle te całe bieganie to średni pomysł. Może coś mi się stanie znowu z gardłem – po co się narażać. Spasowałem. Spasowałem, jednak kroki uczynione w kierunku tego by „coś zrobić” i uczucie którym napełnione było moje ciało – wołało by wziąć się do roboty. Także zacząłem biegać po schodach. Dopiero po kilku rundkach tam i powrotem zorientowałem się, że nie mam komórki (stopera). Wbiegłem do pokoju zabrałem ją i  nastawiłem stoper. Po biegu, standardowo – pompko-wysoki, drążek i A6W. Zmęczony, spocony, DUMNY z siebie, poszedłem się wykąpać i ubrać. Był to mój pierwszy sukces od piątku. Pierwszy odczuwalne pokonanie lenistwa. Może zrobiłem mniej niż dotychczas, jednak tym razem wygrałem wewnętrzną walkę i to w jak pięknym stylu. Tego typu sytuacje naprawdę mnie motywują, dają poczucie kontroli nad sobą i sprawiaj, że dalej chcę walczyć. Czekam już na dzień jutrzejszy bym mógł dokopać lenistwu po raz kolejny! Wiem że dam radę J, ten tydzień będzie o wiele lepszy. Posiadam doświadczenie z zeszłego. Wiem że jak chcę to mogę, udowodniłem to w czwartek. Wiem także czego się wystrzegać by znowu nie przegrać. Najwyższa pora wziąć się za plan dnia, oraz tygodnia.

Plan na dzień jutrzejszy (poniedziałek):

1.      Napiszę co najmniej 5 stron pracy lic.
2.      Trenuję co najmniej 30 min ciało
3.      Przygotowuję plan dnia na wtorek
4.      Tworzę ciekawy wpis na bloga
5.      Nagrywam co najmniej pół godź wykładów z Polityki


Najważniejsze rzeczy jakie zrobić w tym tyg:

1.      Odebrać książki z Katowic
2.      Jeżeli będzie taka potrzeba to wypożyczyć brakująca książki w Rybniku
3.      Opanować wykłady z Polityki i dowiedzieć się kiedy egzamin
4.      Dokończyć pracę lic


Plany planami, mam nadzieję, że uda mi się je wykonać. W sumie nie widzę innej opcji. Ten tydzień to niejako restart mojej wojny z lenistwem. Wiem że nie będzie ona ani łatwa, ani przyjemna. Poniesie również swoje ofiary, a cierpieć pewnie będzie moja dziewczyna, gdyż nie wiem czy znajdę dla niej czas. Wiem jednak, że od wygrania tej wojny zależy całe moje przyszłe życie i choćby było nie wiem jak ciężko, będę walczył. Nie chcę być jak większość ludzi o których wspomina Kotter w cytacie który ostatnio zamieściłem, chcę TWORZYĆ swoje życie i mieć wpływ na moje otoczenie. Dlatego tak ważne jest umiejętne zarządzanie sobą, czyli swoim czasem.
Napisałem dzisiaj, że nie udało mi się wykonać zadań, gdyż nie miałem czasu. Muszę teraz niestety to sprostować i spojrzeć na temat obiektywnie. Stwierdzenie „nie miałem czasu” jest największym i najczęstszym kłamstwem jakie istnieje. Nikt nie zaprzeczy, że jedyne co nie jest względne to właśnie czas. Każdy z nas ma 24 godziny dnia, a co z nimi zrobi, zależy tylko i wyłącznie od niego. Wiadomo, że są rzeczy, które musimy za dnia zrobić i koniec, ale zdecydowana większość z tych 24godzin pozostaje do naszego użytku. Możemy nimi dowolnie dysponować. Jesteśmy wolnymi istotami. Jeśli ktoś nie chce, to nie musi chodzić, do szkoły, nie musi chodzić do pracy, nie musi chodzić do kościoła, spotykać się z kolegami, czy robić miliona innych rzeczy, które robi. A co musi? Musi liczyć się z konsekwencjami. Jak nie pójdzie do szkoły to nie będzie miał wykształcenia, jednak czy jest mu to wykształcenie potrzebne? Czy nie marnuje sobie lat życia idąc na studia, skoro po nich prawdopodobnie i tak będzie sprzedawać w sklepie, bądź zajmie się czymś, do czego studia są mu zbędne. Jak nie pójdzie do pracy to nie będzie miał pieniędzy, zostanie zwolniony. Wydaje się to może dziwne, ale jest ogrom sposobów na to by nie chodząc do pracy (takiej zwyczajnej) żyć i mieć pieniądze. Od tych pozytywnych jak otworzenie działalności i stworzenie firmy, po takie jak zasiłki, jałmużna, czy nawet prokreacja Link. Przykładów można mnożyć, ale po co? Doskonale widać, że następuje reakcja łańcuchowa. Świat tak działa: akcja -> reakcja. Schemat jest banalny, a jednak tak ciężko go wykorzystać. Odnosząc to do tematyki celów i samorozwoju, najlepiej odwrócić równanie. Aby nastąpiła reakcja, potrzebna jest akcja. Jak na razie wszystko jest proste, schemat dosyć oczywisty. Często jednak pomijamy rzeczy oczywiste z racji ich oczywistości. Po raz kolejny zaznaczam, że gdy mamy jakiś cel, powinniśmy siebie samych zapytać – co zrobić by go osiągnąć. Jakie podjąć kroki, jaką obrać ścieżkę? Trzeba mieć na uwadze, że do wystąpienia niektórych reakcji, potrzeba bardzo dużo akcji. Tym samym trzeba poświęcić ogromną ilość wysiłku i czasu. Teraz wrócę do tego co pisałem wcześniej, a mianowicie KONSEKWENCJI. Nasze działania, jeżeli skierowane są w jedną stronę, działają na wszystko. To że ja postanowiłem pisać pracę, ma nie tylko konsekwencje pozytywne w postaci napisanej pracy, ale również negatywne w postaci dyskomfortu związanego z jej pisaniem, oraz braku tego wszystkiego, co mogłem mieć, gdybym tylko przeznaczył czas na robienie tego (a nie pisanie pracy). W ekonomii nazywa się to koszt utraconych możliwości. Każdy nasz cel, wiąże się zatem z ogromem konsekwencji, pozytywnych jak i negatywnych. Najważniejsze jest abyśmy byli ich świadomi. Podczas wybierania celu, należy zastanowić się nad negatywnymi konsekwencjami, wziąć pod uwagę to co się straci i BYĆ GOTOWYM TO STRACIĆ. To chyba najtrudniejsza część całej zabawy. Być gotowym stracić coś, co dotychczas się miało, w imię czegoś, co nie jest do końca pewne (jaką mam pewność, że pokonam lenistwo i się zmienię?), lecz może przynieść nam większe profity. To co napisałem jest czystą definicją INWESTYCJI. W której zawsze pojawia się element poświęcenia, ryzyko, oraz planowany profit. Pamiętajcie zatem, że CELE to tak naprawdę INWESTYCJA W PRZYSZŁOSĆ. Inwestujcie zatem mądrze... J

Dzień No.2

Dzisiejszy dzień zaczął się od porażki. Budzik nastawiony na 7.15 był sukcesywnie przesuwany, aż do 9.30? Obsunięcie dosyć duże :O, DWIE GODZINY spania więcej niż było w planach. Patrząc jednak na to z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku że to i tak dobrze. Poszedłem spać po pierwszej – czyli spałem koło ośmiu godzin. Dotychczas sypiałem po 10 – często budząc się po dwunastej. Poza tym ze środy na czwartek spałem jedynie 5 :O. Także po dłuższych przemyśleniach porażka okazała się w pewien sposób sukcesem  gdyż JEST PROGRES. Po wstaniu od razu starałem się być aktywnym i działać, by ospałość nie zwyciężyła z planami. Wziąłem mojego pieska i poszedłem na spacer (marszem). Wcześniej biegałem, jednak z powodu choroby musiałem biegi zamienić na bieg po schodach, jednak po dwóch dniach takiego biegania strasznie bolały mnie łydki. Mając w pamięci to że gdy się ćwiczy, powinno się dać mięśniom 1 dzień odpoczynku, na zregenerowanie, postanowiłem pomaszerować. 20-sto minutowy marsz dobrze mi zrobił. Dotleniłem się, miałem czas by pomyśleć nad tym, co dzisiaj mnie czeka i względnie, zaplanować wszystkie czynności. Lubię takie spacery/biegi zaraz po przebudzeniu. Już w trakcie spaceru doszło do mnie, że musiałbym jeszcze coś zamiast drążka na dzisiaj wymyślić. Wymyśliłem worek treningowy. Kupiłem go może rok temu, 30 kilowy, olbrzymi worek treningowy. Poboksowałem 10 min i poszedłem robić pompko-skoki i szóstkę weidera. Okąpałem się i wziąłem śniadanie przed laptopa – było już po 11.00 i transmisja z GSL się zaczęła. Po obejrzeniu 1 meczy obejrzałem autobus i pojechałem do Rybnika w celu spisania wszystkich sklepów w galerii Focus i wypytania u pań ekspedientek, o firmy w których pracują. Zajęło mi to mnóstwo czasu. Autobus powrotny (planowo) 14:59, jechał o 15:10. Powinien jechać do mnie do domu mniej niż 15 min, a z powodu korków byłem o 16:00 w domu :O. Już wtedy wiedziałem że dzisiaj jednak lekko nie będzie. Zmęczony po paru godzinach chodzenia, potem stania w gorącym zatłoczonym busie, stałem się już marudny. Zjadłem obiad oglądając 20minutowy odcinek Naruto (taka bajka ... tfu anime) i zacząłem brać się do roboty. Pierwsza godzina szła bardzo powoli. Oglądanie stron, robienie sobie herbaty, przerwy na to, przerwy na tamto... Ale myślałem sobie, aaa te 5 stron z materiałami które nazbierałem, pójdzie szybko, łatwo i przyjemnie.  NIE POSZŁO! Skończyłem dopiero po północy. Nie mam pojęcia dlaczego to zajmuje tyle czasu :O(nooo może mam, wiem że aby napisać 1 linijkę muszę przeczytać kilka/naście i pomyśleć dokładnie jak to ugryźć). Bloga piszę w Wordzie, bez takich dużych akapitów, bez interlinii 1,5, a kończę teraz 9tą stronę. Może napisanie tej pracy, rzeczywiście nie jest takim hop-siup jak mi się wydawało? Zobaczymy, na razie jestem dobrej myśli. Cieszę się że dałem radę dzisiaj. Naprawdę gdyby nie harmonijka i świadomość, że jak poniosę klęskę to wyjdę na totalnego losera na blogu – to pierniczyłbym tą pracę już o godzinie 21 i obejrzał sobie film, gdyż mam już 3 ściągnięte i od paru dni mega ochotę na obejrzenie jakiegoś z nich.

Cele na jutro:

1.      Pojechać do Katowic i zdobyć brakujące materiały do pracy
2.      Poprzytulać Agatkę ;-)
3.      Pojechać do pracy i zajebiście się bawić
4.      Jeżeli kumple dadzą radę to pograć z nimi w pokerka przed pracą
5.      Napisać co najmniej jedną stronę do pracy lic.          


Jak widzicie, cele są skierowane na sferę socjalno-społeczną. Nie można się zatracać w jednym, olewając wszystko inne dookoła. Doskonale pisze o tym Denis Waitley w książce ZIARNA WIELKOŚCI. Polecam serdecznie ten tytuł. Jest to książka mocno motywująca do działania i skłaniająca do refleksji. Jest to również moja ulubiona (zaraz Po Achaji) książka J.

PS. W moich wypisach użyłem skrótów GSL, SCII i pisałem też coś o Idrze. Wszystko to wiąże się z moją przeszłością. Jakieś 10 lat temu dostałem komputer i wtedy zaczęła się moja pasja. Jakimś trafem wpadła w moje ręce gra Starcraft, w którą gram do dzisiaj (niedawno wyszła druga część). Gra zalicza się do gatunku RTS (Real Time Strategy), a jej sednem jest pokonanie przeciwnika. Gra ogromnie rozwija rywalizację i współzawodnictwo. W Korei jej rozgrywki to prawie sport narodowy, gdzie najlepsi (progamerzy) traktowani są jak gwiazdy. Przykład takiej rozgrywki z „oczu gracza” Link
Całkowicie zostałem zaabsorbowany przez tą grę, mogłem grać 10 dziennie, nie zdając sobie sprawy, że minął cały dzień. Były to naprawdę szalone czasy. Wtedy chyba zacząłem się powolutku zatracać w komputerze, olewając inne rzeczy... Wtedy też moja osoba trafiła na forum netwars.pl, które to jest bardzo specyficzne i unikalne w swoim rodzaju. Użytkownicy tego forum to ludzie, którzy podobnie jak ja zostali pochłonięci przez Starcrafta. Teraz może nie przywiązujemy do niego (SC) aż tak dużej wagi, ale dalej Ci ludzie co jakby druga rodzina. Różne dziwne akcje, głupie tematy z jeszcze głupszymi odpowiedziami. Ciągle najświeższe informacje z tego co się na necie pojawiło... Tyleee na temat forum, bo nie o tym blog miał być. Napisze jeszcze że to całe GSL – to turniej w drugą część Starcrafta, czyli niedawno wydanego Starcraft II, w którym pula nagród to ponad 170tyś dolarów, a zwycięzca zgarnia 85tyś dol :O.

Ok. to teraz „coś wartościowego”:
Po pierwsze jeszcze raz polecam książkę „Ziarna Wielkości”
Oraz 2 potężne cytaty na zmianę sposobu myślenia nad tym co mogę, a czego nie mogę. Czy mi się uda, czy lepiej nie próbować, bo przecież nigdy się nie udaje...
"Większość ludzi nie prowadzi swojego życia. Oni tylko je akceptują."
   - John Kotter

"Jeśli marzenie jest wystarczająco duże - fakty  nie mają znaczenia."
-          Dexter Yager

Dzień No.1 + Plany

Dzisiejszy dzień był mega intensywny. Wczoraj poszedłem spać dopiero koło 2 w nocy, a przeziębienie które jakiś czas temu złapałem, dawało się ostro we znaki. Ciężko było spać, ciągle musiałem wstawać, smarkać, wychodzić do toalety... ale nie o użalaniu się nad sobą miałem pisać ;-).    Wczoraj przed spaniem zrobiłem sobie listę rzeczy, zadań, celów. Powiedziałem sobie,  że jeżeli jakikolwiek z nich nie będzie spełniony nie złożę w harmonijkę mojej kartki i zostawię ją jeszcze w spokoju. Zadania wyglądały następująco:
1.      Napisać min 5 stron pracy
2.      Nie oglądać więcej niż mecz Idry
3.      Nie grać w pokera
4.      Załatwić Agacie legitymacje z dziekanatu
5.      Trenować fizycznie 30min
6.      Pomóc w pracach domowych
Zadań nie jest aż tak dużo, na pierwszy rzut oka sprawa prosta. Praktyka okazała się jednak mordęgą. Pobudka o 7.00 po niecałych pięciu godzinach snu, by wyrobić się na autobus o 9.00 do miasta, po to by wyrobić się i wrócić przed 11.00 na Mecz Idry (o tym napiszę troszkę później).  Po pobudce trening, ogarnięcie się, śniadanie, prysznic, golenie i ruszenie w drogę. Na przystanku, zauważył mnie kuzyn, który od razu zadzwonił i skłonił by wyjść z prawie już ruszającego autobusu i jechać z nim do miasta. Po drodze zaliczyliśmy parę postojów – gdyż świeżo otworzył firmę i załatwia jeszcze formalności i reklamy. (mała kryptoreklama: http://www.r1.rybnik.pl/ ). Okazało się, że potrzebuje ubezpieczenia – od razu włączył mi się tryb „doradca finansowy” i chciałem mu od razu wszystko załatwić i wrócić do pracy w tym zawodzie. Niestety po dłuższych rozmyślaniach, doszedłem do wniosku, że Jemu pomogę, ale jeśli chodzi o pracę, to trzymam się planu. Z miasta wróciłem przed 11, tak jak zaplanowałem. Obejrzałem Idre i nikogo więcej – TAK!!! Znowu trzymałem się planu. Moja radość była naprawdę wielka. Byłem świadom, że gdyby nie zapis na kartce – oglądam tylko Idrę – siedziałbym przed monitorem 2,5 godziny dłużej. Byłem z siebie naprawdę dumny! Kolejny zapis o pokerze, również okazał się strzałem w dziesiątkę – najwidoczniej znam swoje minusy już tak dobrze, że potrafię to teraz wykorzystać ;-). Po obejrzeniu meczu, zająłem się sprzątaniem w domu, potem obiad, i około godziny 14tej wziąłem się za pisanie. Nigdy bym nie przypuszczał, że napisanie 1 strony A4 może człowiekowi zająć tyle czasu :O. Gdyż o  godzinie 18.00 miałem dokładnie tyle zapisane. Doszedłem do wniosku, że prawdopodobieństwo że stworzę 5 stron z tych materiałów które mam, jest ZEROWE. Miałem skupić się na gospodarce i historii Rybnika, a po przeczytaniu ogromnej ilości tekstów o Rybniku, coraz mocniej zaczynałem wierzyć w to, że miasto powstało na samych wojnach, zamieszkach, buntach i powstaniach, a ludzie w tych czasach zamiast w nich umierać, jeszcze się powielali. Niestety dałem za wygraną L. Ale tylko w kwestii tematu! Od razu zacząłem szukać informacji na inne tematy, które będą mi potrzebne w dalszym pisaniu pracy. Posegregowałem, niektóre rzeczy pozrzucałem do pliku i nim się obejrzałem to była 22.00 :O. Nie chciałbym tutaj teraz wyjść na mega pracusia i musze przyznać, że w tych godzinach które pisałem, był też czas w którym pracę zostawiałem by „coś porobić”. Owe „coś” to zwykłe malutkie rzeczy, takie jak pójście po herbatę, wyrzucenie śmieci, krótka rozmowa na gg, czy pisanie/odpisywanie na sms-y. Dzień uważam za udany, choć bardzo wyczerpujący. Jestem jednak nie zadowolony faktem, że nie napisałem 5 wartościowych stron pracy. Waham się czy wziąć się za niszczenie harmonijki, czy ją zostawić. Boję się również dać sobie na jutro takie samo wyzwanie – 5 stron. A co jak nie sprostam? Co będzie się działo z moją psychiką jutro, gdy coś pójdzie nie tak? Czy będę myślał – ach, wczoraj nie dałem rady zrobić 5- to jest niemożliwe, dzisiaj też pewnie nie zrobię.  Czy będzie to dobra wymówka do tego by zacząć się najzwyczajniej w świecie obijać?  Nie wiem, zobaczymy co przyniesie następny dzień. Trzeba być pozytywnie nastawionym i PRZEĆ DO PRZODU. A to, że dzisiaj nie dałem rady czegoś zrobić, powinno mnie  tylko motywować do osiągnięcia tego jutro!!! Z takim nastawieniem zabieram się za tworzenie swoich celów.
Cele na jutro:
  1. Napisać co najmniej 5 kartek A4 pracy
  2. Wybrać się do Rybnika i zebrać informacje o wszystkich sklepach z galerii Focus (pisze o niej pracę)
  3. Ćwiczyć co najmniej 30 min
  4. Nie grać w pokera
  5. Nie oglądać „śmiesznych filmików”
  6.  Zobaczyć nie więcej niż 1 mecz BO3 w SCII

Taak, czuję Power! Wiem, że czeka mnie jeszcze większe wyzwanie. Jestem podekscytowany by stawić mu czoła. Nie robię dzisiaj harmonijki, nie ma wymówek i odstępstw. Nie ma że boli. Jutro na pewno się uda!

Napisałem o swoim dniu, dałem upust temu co było we mnie w środku. Zastanawiam się teraz, dlaczego ta część zajmuje tak dużo? Cały ten projekt to takie moje Katharsis. Pewna forma oczyszczenia z niedoskonałości starego Ja. Pisanie o sobie i tych wszystkich przeżyciach, troszkę mi pomaga. Jestem introwertykiem, a to jest pewien sposób na podzielenie się tym co jest w środku z innymi. Jakieś wspólne przeżycie tego. Podświadomie czuję, że nie robię tego sam. Chociaż drogę muszę przejść sam, wiem że są osoby, które po cichu, w ukryciu, lub głośno i jawnie mnie dopingują. Wiem także że są osoby, które mają takie same problemy i nie wiedzą jak sobie z nimi poradzić. Niektórzy pewnie myślą, że w ogóle nie można sobie z nimi poradzić. Chciałbym swoją postawą i tym blogiem udowodnić, że DA SIĘ. Chciałbym dać przykład, by Ci którzy nie wierzą, mogli potem powiedzieć – jak on dał radę, to ja na pewno dam! Jeżeli znajdzie się choć jedna osoba, prócz mnie która na tym zyska, to będzie mój podwójny sukces. Dlatego postanowiłem, że każdy mój post, który będzie zamieszczany, będzie posiadał „coś wartościowego”. Myślę nad rozdzieleniem treści na pamiętnik i lekcje motywacyjne poprzez zmianę barwy. Nie wiem jednak czy nie zmienię serwera, gdyż ten tutaj jest straszny w obsłudze, jeśli chodzi  o sprawy techniczne. Ale o tym już może w następnym odcinku...
A na koniec „coś wartościowego” :
Pewnego dnia, piętnastoletni syn zapytał swojego ojca:

- Tato, chcesz przebiec ze mną maraton?
Ojciec, mimo jego choroby serca się zgodził. Przebiegli razem maraton.
Po jakimś czasie syn znów zapytał swojego ojca:
- Tato, chcesz przebiec ze mną maraton?
Ojciec znów się zgodził i przebiegli razem kolejny maraton.
Wkrótce znów syn zapytał swojego ojca:
- Tato, chcesz pokonać ze mną "Ironman"?
Ironman - jest to najtrudniejszy na świecie triatlon - przepłynąć trzeba cztery kilometry, przejechać na rowerze sto osiemdziesiąt kilometrów i przebiec czterdzieści dwa kilometry.
Ojciec się zgodził.

Ta historia byłaby całkowicie normalna gdyby nie jeden fakt - ZOBACZ FILM


Sposób na nie poddanie się – Metoda harmonijka

Kolejny dzień w którym produktywności nie było tyle ile bym sobie życzył, ale było więcej niż normalnie. Dzień zaczął się od spacerku do sklepu po jedzenie, następnie 10min intensywnego biegania po schodach, po których myślałem że przez resztę dnia  jedyne co będę mógł robić to siedzieć. Potem pompko-wyskoki (czyli po zrobieniu pompki, kucam i robię wyskok w górę, by przejść ponownie do robienia pompki) i drążek – po 20 razy i na koniec Aerobiczna Szóstka Weidera. Dało mi to sporo w kość, ale nastawiło pozytywnie do dnia i napełniło energią. Potem jednak już nie było tak różowo. Zakupy i jakieś pomoce domowe...i znowu sielanka. Do południa zdołałem dopisać do pracy zaledwie kilka zdań, dokonać edycji kilku rzeczy i na tym koniec. Popołudnie, aż do nocy spędzone z dziewczyną – jak zwykle bardzo miło. Do tego jeszcze kuzyn, który wrócił z wakacji, kolacja którą musiałem zjeść oczywiście przed TV i nim się obejrzałem jest prawie 22.00. Nie poddaje się jednak i o tym chciałbym właśnie napisać.
            Dosyć niedawno wpadł mi do głowy pomysł na pokonywanie swoich złych przyzwyczajeń, oraz nałogów, przy pomocy kartki papieru. Spytacie pewnie – ale o co chodzi? Kartki papieru? W czym ma mi to pomóc J? Otóż kartka ta ma symbolizować to co chcemy pokonać. Załóżmy np, że jest  to nałóg tytoniowy. Bierzemy zwykłą kartkę A4, kładziemy poziomo, a na samym środku wpisujemy PALENIE. Zastanawiamy się co jeszcze złego nam się z tym kojarzy, wpisujemy wszystkie złe myśli, które przychodzą nam do głowy. Robimy sobie taką burzę mózgu, im więcej rzeczy przyjdzie nam do głowy, tym lepiej. Mi pierwsze co przychodzi na myśl to: zniszczone zdrowie, smród, niszczenie życia/zdrowia  bliskim, strata pieniędzy, uciemiężenie itp. Podczas wypisywania, najlepiej użyć wyobraźni, poczuć całe to nieszczęście, związać się emocjonalnie z kartką i mieć olbrzymią ochotę ją zniszczyć – tak jak ten nałóg. Następnie, każdego dnia wieczorem, robić rachunek sumienia. Jeśli udało nam się wytrwać w postanowieniu – bierzemy naszą kartkę i zginamy tworzymy z niej harmonijkę na 4 części (zginamy na pół, a później ponownie na pół). Po rozłożeniu, odcinamy jeden pasek i odkładamy w jakieś dostępne dla nas miejsce – jako trofeum. Powtarzamy tą czynność przez kolejne dni- aż dojdziemy do maciupeńkiej karteczki. Na zdjęciu: 
 widać poszczególne fragmenty kartki, wraz ze skrawkiem, który pozostał (koło zapałki).  Najważniejsza w tym wszystkim jest sumienność i konsekwencja. Dlatego jeżeli nadszedłby dzień w którym okaże się, że złamaliśmy swoje pierwotne założenia (w  naszym przykładzie będzie to dzień gdy zapalimy papierosa, bądź zapalenie więcej niż  5), wracamy się na sam początek kuracji. Tworzymy nową kartkę, znów zastanawiamy się nad tym , dlaczego chcemy robić daną rzecz. Myślimy o minusach i o tym jak uciążliwe jest życie z nimi. Skupiamy się na plusach i staramy się zobrazować życie po pokonaniu naszego wyzwania. Zaczynamy od nowa.
Pomysł na tą metodę podsunął mi Mariusz Szuba, który jest trenerem motywacyjnym. Na jednym z jego szkoleń jego szkoleń (Podróż bohatera link). Uczestnicy dostają drewniane (bądź z jakiegoś drewno-podobnego materiału) deski, na których wypisują swoje lęki, ograniczenia. Wkraczają na scenę i rozbijają je z całej siły, niczym najlepsi karatecy. Jest to ciekawy sposób na połączenie tego co materialne, z tym co w nas w środku. Podobnie (choć troszkę mniej spektakularnie) działa niszczenie tej kartki. Uświadamiamy sobie namacalnie, że to co robimy ma sens, możemy wręcz dotknąć postępów. Kolejnym plusem metody harmonijki, jest fakt że przyjdzie taki moment, gdy będziemy wątpili, będzie nas mega kusiło, jednak dyskomfort wywołany przerwaniem procesu będzie większy niż dyskomfort związany z np. brakiem papierosa. Pomyślcie ile razy wkradały się Wam w głowę różne dziwne wytłumaczenia (ach bo to tylko jeden, lub w przypadku braku motywacji – jutro to zrobię). Jeżeli będzie nad nami czuwało piętno, kara za nie złamanie postanowień – wtedy nie będziemy ich łamać. Bo kto chce czuć po raz kolejny wieczorem to rozczarowanie samym sobą? Ten zawód? NIKT. Dlatego w momencie pokusy, będziemy pamiętali o tym co już przeszliśmy, dlaczego to robimy i będzie nam ŁATWIEJ. Należy jednak pamiętać iż jest to metoda, która ma nam pomóc. Nie zrobi nic za nas. Nie ma czegoś takiego jak super  system, super metod, super trener, super nie wiem co jeszcze. Nie ma drogi na skróty, do wszystkiego trzeba dojść poprzez pracę. Jednak  jeśli będzie w nas choć trochę motywacji, na pewno metoda harmonijki zwiększy naszą skuteczność w dojściu do wyznaczonego celu.
Oto moja kartka, którą od jutra zaczynam rozrywać !!  

Wyznaczenie celu

W pierwszym poście jako tako opisałem kim jestem i dlaczego założyłem bloga. Teraz chciałbym się zając problemem – w jaki sposób mam zamiar dojść do czegokolwiek? We wcześniejszym wpisie był fragment o tym, iż pierwszy krok jest najważniejszy – bo wyznacz odpowiedni KIERUNEK drogi, jednak następne są równie ważny – by nie zboczyć z tej trasy, oraz by się nie poddać, mimo zmęczenia.
            Jeśli chodzi o kierunek drogi, którą obrałem, to jest on bardzo prosty – POKONAĆ LENISTWO. Bynajmniej fakt prostej drogi, wcale nie oznacza iż będzie ona łatwa. Wydaje mi się, że jest to najtrudniejsza droga z możliwych, a  jej pokonanie będzie bardzo dużym wyzwaniem. Jednak o to właśnie w tym chodzi! Nie chcę by moje życie było podobne jak życie mchu, czy robaczka – najeść się i przeżyć.
Jako, że całe dnie spędzałem kiedyś na przeglądaniu Internetu, były czasy gdy bardzo interesowałem się czymś takim jak „samodoskonalenie”. Przeczytałem kilka(naście?) książek, dziesiątki artykułów i wywiadów. Bardzo fajny materiał, odmieniający myślenie prostego człowieka. Posiadam teoretyczną wiedzę, na takim poziomie by odpowiednio przygotować się do pokonania wyzwania. W moich wypisach postaram się sukcesywnie Wam ją udostępniać, oraz opisywać rezultaty z Praktyki w jej zastosowaniu.  Przyjrzyjmy się zatem jak powinny wyglądać dobrze dobrane cele?  Za przykład wezmę prawa w budowaniu afirmacji – czyli krótkich teksów, które powtarzane codziennie niczym mantra, zmieniają nastawienie człowieka i nastawiają odpowiednio jego podświadomość. Więcej na ten temat dowiecie się oglądając film, lub czytając książkę, która stała się bestsellerem w wielu „The Secret”. Jakie zatem powinny być Afirmacje?

1.      Afirmacje/Cele powinny być możliwie jak najbardziej szczegółowe. Tak by w każdym momencie, gdy dojdziemy do punktu w którym nie będziemy wiedzieli co zrobić – odniesiemy się do celu nadrzędnego/głównego i problem zniknie. Oraz powinny posiadać datę, docelowego osiągnięcia celu. Związane jest to z Prawem Parkinsona, które głosi że „praca rozszerza się tak, aby wypełnić czas dostępny na jej ukończenie”(źródło wikipedia). Zostało stworzone na potrzeby analizy skuteczności wykonywanej pracy przez pracowników, ale ma zastosowanie także w życiu codziennym.
NIE:  „Będę miał fajne auto”
Tylko...
TAK: „Do grudnia 2012 roku będę posiadał nowe BMW X5, 3.0 Diesel

NIE: „ Zdam egzamin na prawko”
Tylko...
TAK: „Zdam egzamin na prawko za pierwszym razem”
Lub (w przypadku znania już daty)
TAK: „14 września 2010 roku zdam egzamin na prawko”

2.      Cel ogólny powinien być rozbity na mniejsze cele, krótkoterminowe, szczegółowe. Jednym słowem – powinniśmy sobie stworzyć nie tylko cel podróży, ale także jej plan. Związane jest  to z faktem iż często nie zdajemy sobie sprawy, że marnujemy czas, myślimy że zostało go tak dużo, że cel który sobie wyznaczyliśmy i tak osiągniemy. Jest to tzw syndrom studenta, który niestety dotyka nie tylko studentów. Jeśli podzielimy sobie podzielimy cel główny na kilka mniejszych, to będziemy świadomi tego iż zwłoka w wykonaniu mniejszego celu, w ogólnym rozrachunku odsuwa nas i przedłuża dojście do celu głównego.
3.      Cel nie powinien być zbyt wielki. Narzucenie sobie zbyt wielkiego, nieosiągalnego celu niestety nic nam nie da. Szybko się znudzimy i dojdziemy do wniosku, że to bez sensu. Jaki  cel jest zbyt wielki?? Np.  postawienie sobie za cel zwiększenie dochodów do 6tyś miesięcznie w pół roku, gdy zarabiamy 1,5tyś. Zbyt małe cele stawiają nas w sytuacji, w której będziemy się wolno rozwijać. Jednak czasami lepiej wolno, niż w ogóle.
4.      Afirmacja powinna być w osobie pierwszej. Najlepiej zaczynając się od słów Ja.
5.      Nie powinna posiadać zaprzeczeń. Ponieważ umysł podświadomy nie rozróżnia zaprzeczeń. 

NIE: „Do końca roku nie będę pił”
Tylko
TAK: „Do końca roku będę abstynentem”

Afirmacje pomagają w dążeniu do celów. Zmów taką afirmację trzy razy dziennie po 10-15 powtórzeń, naprawdę pomoże Ci to w dojściu do celu.

Odn1.  Najwyższa pora zająć się swoimi celami i odpowiednio je zdefiniować. Cel główny POKONAĆ LENISTWO nie jest może najbardziej doskonały, ale wyznacza pewien kierunek. Czego w tym wszystkim brakuje?? Daty! Myślę, że do końca roku powinienem się z tym uporać. Nie wiem czy 4 miesiące na zmianę siebie i swojego zachowania, przyzwyczajeń to nie za mało, ale chce się szybko rozwinąć, nadrobić stracony czas. Poza tym nowy rok, symboliczna data – początek czegoś nowego, chciałbym w niego wkroczyć już jako mężczyzna, pewny swojego postępowania, kontrolujący samego siebie. Mój cel wygląda następująco: „Ja Przemek do 1 stycznia 2011 roku, pokonam lenistwo”.
Odn2. Tutaj mam już troszkę planów jak to powinno być rozbite. Na pewno muszę napisać pracę lic. Tylko nie mam pojęcia jaki sobie dać realny termin, do tego by ją skończyć. Na pewno też chce się zająć pisaniem na blogu i w przyszłości stworzeniem strony dotyczącej motywacji. Jednak to wiąże się ze zgromadzeniem olbrzymiej ilości materiałów. Wiąże się również z czytaniem, i segregowaniem tego wszystkiego. Po za tym mam plan by w tym roku jeszcze rozpocząć rozmowy i ewentualne prace związane z rozkręceniem plantacji choinek ozdobnych. Jest jeszcze moja druga praca, której na razie nie zaczynam, bo nie mam motywacji – doradztwo finansowe. Dlatego postanawiam, że celem nr 1. Absolutnym Priorytetem jest napisanie pracy licencjackiej do 30 września. Od 30 września systematycznie poświęcał będę czas na przygotowanie do obrony. Myślę, że nie będzie to aż tak bardzo zajmujące, także w drugiej kolejności chciałbym swoją energię poświęcić na rozkręcenie plantacji drzewek. Jeśli to się uda,  w tym roku to fajnie, jeśli nie – to doradztwo finansowe jest tym, czym będę się zajmował w tygodniu. Oczywiście weekendy niezmiennie – praca w klubach (gdyż za coś trzeba żyć ;-) ). Do tego dochodzi jeszcze codzienny trening, który ma odpowiednio przygotować ciało do wzmożonego wysiłku, oraz poprawić zadowolenie i samoocenę (gdy nadejdą jego rezultaty).
Odn3. Myślę, że te cele są idealne dla mnie. Nie są zbyt wielkie – na napisanie pracy dałem sobie ponad 2 tygodnie. Nad bardziej szczegółowymi celami odn tego co po jej napisaniu, będę się musiał jeszcze zastanowić.
Odn4/5. Tutaj akurat nie mam nic do zarzucenia. Można z tego nawet stworzyć afirmację:

Cel główny:
„Ja Przemek do 1 stycznia 2011 roku, pokonam lenistwo”
Cele pośrednie:
-„Ja Przemek do 30 września 2010 mam gotową pracę licencjacką”
-„codziennie trenuję ponad pół godziny”
-„Po zakończeniu pracy licencjackiej zarabiam pieniądze”

Takie mam cele, mam nadzieję że uda mi się je zrealizować. W tym wszystkim pominąłem czas na odpoczynek i moją kochaną dziewczynę – ale by znaleźć na to czas,  zawsze mi łatwo przychodzi ;-).

Na początek coś o sobie.

Pomysł na założenie bloga nie wyszedł całkiem spontanicznie, jak to w większości wypadków bywa. Brałem pod uwagę stworzenie czegoś takiego już od jakiegoś czasu, jednak dzisiaj postanowiłem wreszcie coś ZROBIĆ a nie jedynie MYŚLEĆ. Bo to, jak mi się zdaje, jest moim największym problemem. Ponoć w ogóle ludzie inteligentni (a za takiego się uważam), są o tyle w gorszej sytuacji w konfrontacji z ludźmi mniej inteligentnymi iż Ci drudzy, w ogóle nie analizują sytuacji w jakiej się znajdują, tym samym nie są w stanie dostrzec problemów, wynikających z podjęciem decyzji. Jakiejkolwiek decyzji i działania, co ludziom inteligentnym przychodzi ciężko z wielkim trudem...Wróćmy jednak do tematu ROBIENIA, czy też DZIAŁANIA. Ponoć sekretem skutecznego działania jest... działanie. Ja niestety jak na razie nie potrafię tego uskutecznić.
            Jestem 23-letnim chłopakiem, któremu żyje się zbyt łatwo i ma się za dobrze. Mieszkam w domu, w pokoju tylko i wyłącznie do mojej dyspozycji. Codziennie po przebudzeniu robię śniadanie, nie martwiąc się, czy coś jest w lodówce, bo rodzice do biednych nie należą. Wsiadam na kompa, gdzie większość czasu w magiczny tracę na przeglądanie Internetu. Po południu obiad, który babcia przygotowała i znowu wegetacja :-). Od czasu do czasu przejdę się na uczelnię (Studiuję ekonomię), by poudawać, że coś się robi. W sumie bardziej by spotkać się ze znajomymi, pograć z nimi w pokera, niż słuchać teorii, oderwanej od rzeczywistości, opisującej zjawiska i tłumaczącej prawa które aktualne były 30 lat temu. Teraz jest wrzesień i powinienem już dawno mięć obronę licencjata za sobą - niestety nawet nie skończyłem pracy. Jest to wynik wielu rzeczy, ale przede wszystkim - motywacji. (Z jednej strony nie dziwię się sobie, bo jak można motywować się do zrobienia czegoś, co dla Ciebie nie ma najmniejszej wartości? A z drugiej, jednak nie jest to rozsądne, pozostawiać coś niedokończonym, tym bardziej, że relatywnie rzecz biorąc energia potrzebna do skończenia tego jest niska w porównaniu z rezultatami.). Prócz szkoły, w tygodniu spotykam się z dziewczyną - z którą w sumie też nic konkretnego nie robimy. Radosne i miłe "spędzanie czasu" ze sobą, chodzenie do kina, restauracji czy przytulanie się i oglądanie filmów tak naprawdę nic nie wnosi, poza tym że jest fajnie. Nie mówię tutaj, że to jest złe, bo uważam że takie chwile będą zbawieniem po pracy, gdy wracam zmęczony, zestresowany do domu. Teraz jednak najbardziej potrzebne jest mi wsparcie psychiczne w dążeniu do celów, w rozwoju. Po raz kolejny za dużo przemyśleń, za mało konkretów :-). Kolejną ważną rzeczą którą się zajmuję, jest moja praca/hobby. Jestem DJ-em i każdy piątek i sobotę gram w klubach. Jest to niesamowicie przyjemna i dochodowa praca. Zarabiam więcej niż moja matka, która jest nauczycielką z 25letnim stażem pracy i najwyższym awansem zawodowym, a do tego alkohol na imprezach za darmo i piękne dziewczyny zapatrzone w moją osobę. Czego więcej młody facet potrzebuje??
            Na pierwszy rzut oka jest to sielanka, idylla wręcz. Jednak dość mam już marnowania czasu i umiejętności. Od zawsze czułem się "wyjątkowy" stworzony do wielkich rzeczy. Zawsze wszystko przychodziło mi z łatwością, czerwone paski bez uczenia, miejsce w najlepszej szkole w regionie, najlepsze miejsca w sporcie (kiedyś wyczynowo trenowałem pływanie). A teraz co? Wegetacja? Moje życie z nieustannej sesji zwycięstw, dominacji i bycia najlepszym, stało się prawie że wegetacją. Od weekendu do weekendu - byleby do piątku - wtedy praca i impreza, alkohol, muzyka, dobra atmosfera, piękne dziewczyny. W tygodniu zamulanie przed komputerem i miłe chwile z dziewczyną. Z Lwa - króla dżungli, stałem się lwem - kotem w klatce, stworzonej z komfortu. 
            Blog ten traktuję jako drogę do odzyskania wolności. Wyrwanie się z klatki, kontrolę nad własnym życiem. Ponoć jesteśmy tacy, jakie są nasze nawyki, przyzwyczajenia. To one kształtują nas, jednak to My możemy je zmieniać. Za maksymę obrałem sobie, może trywialny zwrot - ciągle iść do przodu. Jednak jak się ostatnio przekonuję, w prostocie siła. Każda droga zaczyna się od tego pierwszego kroku. Niektórzy moją że jest on ponoć najważniejszy - może i jest, ale te następne na pewno są coraz to trudniejsze.
            Pod koniec muszę jeszcze napisać, to co niektórzy już pewnie zauważyli - nie posiadam jakiejkolwiek wiedzy, ani umiejętności (poza tymi zdobytymi na polskim parę lat temu w szkole) do pisania felietonów, blogów, czy pamiętników. Ale myślę, że dam radę i z czasem będzie on przybierał coraz to lepszą formę.