niedziela, 19 września 2010

Dzień No.1 + Plany

Dzisiejszy dzień był mega intensywny. Wczoraj poszedłem spać dopiero koło 2 w nocy, a przeziębienie które jakiś czas temu złapałem, dawało się ostro we znaki. Ciężko było spać, ciągle musiałem wstawać, smarkać, wychodzić do toalety... ale nie o użalaniu się nad sobą miałem pisać ;-).    Wczoraj przed spaniem zrobiłem sobie listę rzeczy, zadań, celów. Powiedziałem sobie,  że jeżeli jakikolwiek z nich nie będzie spełniony nie złożę w harmonijkę mojej kartki i zostawię ją jeszcze w spokoju. Zadania wyglądały następująco:
1.      Napisać min 5 stron pracy
2.      Nie oglądać więcej niż mecz Idry
3.      Nie grać w pokera
4.      Załatwić Agacie legitymacje z dziekanatu
5.      Trenować fizycznie 30min
6.      Pomóc w pracach domowych
Zadań nie jest aż tak dużo, na pierwszy rzut oka sprawa prosta. Praktyka okazała się jednak mordęgą. Pobudka o 7.00 po niecałych pięciu godzinach snu, by wyrobić się na autobus o 9.00 do miasta, po to by wyrobić się i wrócić przed 11.00 na Mecz Idry (o tym napiszę troszkę później).  Po pobudce trening, ogarnięcie się, śniadanie, prysznic, golenie i ruszenie w drogę. Na przystanku, zauważył mnie kuzyn, który od razu zadzwonił i skłonił by wyjść z prawie już ruszającego autobusu i jechać z nim do miasta. Po drodze zaliczyliśmy parę postojów – gdyż świeżo otworzył firmę i załatwia jeszcze formalności i reklamy. (mała kryptoreklama: http://www.r1.rybnik.pl/ ). Okazało się, że potrzebuje ubezpieczenia – od razu włączył mi się tryb „doradca finansowy” i chciałem mu od razu wszystko załatwić i wrócić do pracy w tym zawodzie. Niestety po dłuższych rozmyślaniach, doszedłem do wniosku, że Jemu pomogę, ale jeśli chodzi o pracę, to trzymam się planu. Z miasta wróciłem przed 11, tak jak zaplanowałem. Obejrzałem Idre i nikogo więcej – TAK!!! Znowu trzymałem się planu. Moja radość była naprawdę wielka. Byłem świadom, że gdyby nie zapis na kartce – oglądam tylko Idrę – siedziałbym przed monitorem 2,5 godziny dłużej. Byłem z siebie naprawdę dumny! Kolejny zapis o pokerze, również okazał się strzałem w dziesiątkę – najwidoczniej znam swoje minusy już tak dobrze, że potrafię to teraz wykorzystać ;-). Po obejrzeniu meczu, zająłem się sprzątaniem w domu, potem obiad, i około godziny 14tej wziąłem się za pisanie. Nigdy bym nie przypuszczał, że napisanie 1 strony A4 może człowiekowi zająć tyle czasu :O. Gdyż o  godzinie 18.00 miałem dokładnie tyle zapisane. Doszedłem do wniosku, że prawdopodobieństwo że stworzę 5 stron z tych materiałów które mam, jest ZEROWE. Miałem skupić się na gospodarce i historii Rybnika, a po przeczytaniu ogromnej ilości tekstów o Rybniku, coraz mocniej zaczynałem wierzyć w to, że miasto powstało na samych wojnach, zamieszkach, buntach i powstaniach, a ludzie w tych czasach zamiast w nich umierać, jeszcze się powielali. Niestety dałem za wygraną L. Ale tylko w kwestii tematu! Od razu zacząłem szukać informacji na inne tematy, które będą mi potrzebne w dalszym pisaniu pracy. Posegregowałem, niektóre rzeczy pozrzucałem do pliku i nim się obejrzałem to była 22.00 :O. Nie chciałbym tutaj teraz wyjść na mega pracusia i musze przyznać, że w tych godzinach które pisałem, był też czas w którym pracę zostawiałem by „coś porobić”. Owe „coś” to zwykłe malutkie rzeczy, takie jak pójście po herbatę, wyrzucenie śmieci, krótka rozmowa na gg, czy pisanie/odpisywanie na sms-y. Dzień uważam za udany, choć bardzo wyczerpujący. Jestem jednak nie zadowolony faktem, że nie napisałem 5 wartościowych stron pracy. Waham się czy wziąć się za niszczenie harmonijki, czy ją zostawić. Boję się również dać sobie na jutro takie samo wyzwanie – 5 stron. A co jak nie sprostam? Co będzie się działo z moją psychiką jutro, gdy coś pójdzie nie tak? Czy będę myślał – ach, wczoraj nie dałem rady zrobić 5- to jest niemożliwe, dzisiaj też pewnie nie zrobię.  Czy będzie to dobra wymówka do tego by zacząć się najzwyczajniej w świecie obijać?  Nie wiem, zobaczymy co przyniesie następny dzień. Trzeba być pozytywnie nastawionym i PRZEĆ DO PRZODU. A to, że dzisiaj nie dałem rady czegoś zrobić, powinno mnie  tylko motywować do osiągnięcia tego jutro!!! Z takim nastawieniem zabieram się za tworzenie swoich celów.
Cele na jutro:
  1. Napisać co najmniej 5 kartek A4 pracy
  2. Wybrać się do Rybnika i zebrać informacje o wszystkich sklepach z galerii Focus (pisze o niej pracę)
  3. Ćwiczyć co najmniej 30 min
  4. Nie grać w pokera
  5. Nie oglądać „śmiesznych filmików”
  6.  Zobaczyć nie więcej niż 1 mecz BO3 w SCII

Taak, czuję Power! Wiem, że czeka mnie jeszcze większe wyzwanie. Jestem podekscytowany by stawić mu czoła. Nie robię dzisiaj harmonijki, nie ma wymówek i odstępstw. Nie ma że boli. Jutro na pewno się uda!

Napisałem o swoim dniu, dałem upust temu co było we mnie w środku. Zastanawiam się teraz, dlaczego ta część zajmuje tak dużo? Cały ten projekt to takie moje Katharsis. Pewna forma oczyszczenia z niedoskonałości starego Ja. Pisanie o sobie i tych wszystkich przeżyciach, troszkę mi pomaga. Jestem introwertykiem, a to jest pewien sposób na podzielenie się tym co jest w środku z innymi. Jakieś wspólne przeżycie tego. Podświadomie czuję, że nie robię tego sam. Chociaż drogę muszę przejść sam, wiem że są osoby, które po cichu, w ukryciu, lub głośno i jawnie mnie dopingują. Wiem także że są osoby, które mają takie same problemy i nie wiedzą jak sobie z nimi poradzić. Niektórzy pewnie myślą, że w ogóle nie można sobie z nimi poradzić. Chciałbym swoją postawą i tym blogiem udowodnić, że DA SIĘ. Chciałbym dać przykład, by Ci którzy nie wierzą, mogli potem powiedzieć – jak on dał radę, to ja na pewno dam! Jeżeli znajdzie się choć jedna osoba, prócz mnie która na tym zyska, to będzie mój podwójny sukces. Dlatego postanowiłem, że każdy mój post, który będzie zamieszczany, będzie posiadał „coś wartościowego”. Myślę nad rozdzieleniem treści na pamiętnik i lekcje motywacyjne poprzez zmianę barwy. Nie wiem jednak czy nie zmienię serwera, gdyż ten tutaj jest straszny w obsłudze, jeśli chodzi  o sprawy techniczne. Ale o tym już może w następnym odcinku...
A na koniec „coś wartościowego” :
Pewnego dnia, piętnastoletni syn zapytał swojego ojca:

- Tato, chcesz przebiec ze mną maraton?
Ojciec, mimo jego choroby serca się zgodził. Przebiegli razem maraton.
Po jakimś czasie syn znów zapytał swojego ojca:
- Tato, chcesz przebiec ze mną maraton?
Ojciec znów się zgodził i przebiegli razem kolejny maraton.
Wkrótce znów syn zapytał swojego ojca:
- Tato, chcesz pokonać ze mną "Ironman"?
Ironman - jest to najtrudniejszy na świecie triatlon - przepłynąć trzeba cztery kilometry, przejechać na rowerze sto osiemdziesiąt kilometrów i przebiec czterdzieści dwa kilometry.
Ojciec się zgodził.

Ta historia byłaby całkowicie normalna gdyby nie jeden fakt - ZOBACZ FILM


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz